1998 rok, koniec podstawówki. Wracam ze szkoły, rzucam w kąt plecak, włączam Vivę – jedyny program muzyczny na osiedlowej kablówce… Ace of base, Backstreet Boys, Mousse T. wszystko brzmi tak samo. Po kilku minutach słyszę coś nowego. Everlast? Obejrzałam cały kawałek What its Like. Siedział w mojej głowie przez bardzo długi czas.
Od tamtej pory oglądałam Vivę codziennie.
Przez najbliższe lata byłam na bieżąco, z ciekawości cofnęłam się do wcześniejszej twórczości Erika. Przesłuchałam Forever Everlasting oraz odkryłam House of Pain.
W życiu bym wtedy nie pomyślała, że 16 lat później obejrzę go na żywo. W Polsce. Z odległości 4 metrów..:3
Kiedy ponad miesiąc temu Marcin powiedział, że na Cropp Tattoo Konwent w Gdańsku zagra Everlast, myślałam, że żartuje.
Decyzja o zakupie biletów była natychmiastowa.
Z Konwentu niewiele pamiętam, odliczałam tylko godziny do występu. Do samego końca nie docierało do mnie, że zobaczę na na żywo Legendę.
Wraz z klawiszowcem Bryanem Valasco stworzyli wyjątkowy, niezapomniany, dwugodzinny występ. Zero playbacku, wszystko na żywca. Nie przerwali występu nawet gdy Erikowi pękały kolejne struny. Cudowny, kojący, charyzmatyczny głos. Po zamknięciu oczu miałam wrażenie, ze słucham muzyki z dobrej jakości odtwarzacza.Tylko skandujący tłum przypominał, ze jestem na koncercie. Odpłynęłam całkowicie popadając w błogostan, który trzyma mnie do tej pory^^
Erik Schrody, na półmetku do pięćdziesiątki, 24 lata na scenie, a wciąż brzmi tak dobrze jak dawniej. Cholernie dobrze.
P.S.
Zdjęcia Marcina – bo lepsze od moich;)
P.S
Bonus:)
Gone for Good
Epickie Stone in my hand (Tylko połowa, bo za późno zorientowałam się, że nie nagrywam ;>)