Jak usłyszałam o BlogoWigilii, moja pierwsza myśl była: NIE.
NIE bo trzeba się do Warszawy doturlać. NIE bo i tak jestem zbyt zmęczona w tygodniu i w weekend potrzebuję odespać zaległości. NIE bo dopiero zaczęłam pisać i po cholerę się tam pchać z „niczym”. NIE bo nie mam na to czasu.
NIE bo…nie!
No i ten, tego…jakoś tak wyszło, że zdanie zmieniłam. Opór malał z każdym dniem, a całkowicie odpuścił po zaklepaniu hotelu i rezerwacji biletów na pociąg. Wiecie, jak już się zapłaciło, to szkoda odpuścić.;]
O podróży rozpisywać się nie będę, bo to zbyt obszerny temat. (Generalnie w jedną stronę było zimno,a w drugą zafundowali nam saunę. Cud, ze nie wsiadł nikt z jajami na twardo i mokrym psem. Ogólnie typowy standard PKP.)
Hotel dobry i w centrum (Ochota to jeszcze centrum, czyż nie?;)), więc było ok. Mały incydent z ochroną i zbyt pruderyjną pokojówką na szczęście nastroju nie popsuł.
Szturchana coraz mocniej przez wyposzczony od wczesnego śniadania żołądek, pojawiłam się na BlogoWigilii nieco wcześniej. Sporo nowych, ciekawych osób, dobre jedzenie, tylko żałuje, że Henia nie zdążyłam dorwać. Pyszna kawa, której znane sieciówki mogą co najwyżej denko wylizać. Zachwycili pracownicy sklepu, a Patrycja przypomniała beztroskie czasy podstawówki (tak, to tak dawno temu było). Czas szybko upłynął w zacnym, zabójczo przystojnym (jak sam pisze o sobie) towarzystwie na błogim obżarstwie (nie było czasu i wolnej ręki na zdjęcia, i za ciemno i w ogóle tak jakoś wyszło, że mało zrobiłam). Poznałam mało znane, niepopularne, ale za to przesympatyczne osoby.
Wróciłam z nowymi pomysłami, bardziej zdeterminowana i skoncentrowana na celu który zamierzam osiągnąć.
Blog będzie ewoluować, obiecuje. Będzie ciekawie, inaczej niż u wszystkich. Dajcie mi tylko trochę czasu…no troszkę więcej:)
P.S.
Ida, brakowało tam Ciebie.:-)