Nie pamiętam skąd w mojej rodzinie wziął się ten przepis. Faworki robiła mama, babcia i wszystkie ciotki. Za każdym razem wychodziły idealnie. Perfekcyjnie kruche, wyjątkowo delikatne i lekkie.
Jestem im wierna od paru lat i nie zapowiada się żadna zdrada czy skok w bok. Bo jakże można zrezygnować z czegoś tak fantastycznego?
Czas: 60 min na wszystko, plus 20 minut na schłodzenie ciasta.
Potrzebujesz:
- 4 żółtka (najlepiej z jajek L lub XL, dużych w każdym razie)
- 4 duże łyżki śmietany 18%
- 2 duże łyżki spirytusu (wódka ani żaden inny alkohol nie przejdzie)
- 250 g mąki pszennej tortowej
- 1 kg smalcu (zdecydowanie najlepiej pasuje do smażenia faworków) + 1 łyżka spirytusu
- ok 100 g cukru pudru do posypania
+ silikonowa mata do wałkowania ciasta, lub inna mało przywieralna powierzchnia – im mniej mąki podsypiesz przy wałkowaniu, tym ciasto będzie lżejsze i bardziej kruche
Jedziemy:
- żółtka ubij mikserem lub trzepaczką, aż lekko zgęstnieją i zwiększą swoją objętość (ok 3 minuty pracy mikserem na średnich obrotach)
- dodaj śmietanę, łyżkę spirytusu i dokładnie wymieszaj
- na koniec dodaj mąkę i zagnieć dokładnie ciasto, tak aby nie lepiło się do ręki
- przy użyciu wałka wytłucz porządnie ciasto przez około 15 minut – aż zaczną pojawiać się na nim pęcherzyki powietrza
- weź oddech, rozluźnij rękę i włóż zmaltretowane ciasto do lodówki na 20 minut
- w żaroodpornym naczyniu, lub szerokim, nie wysokim garnku rozpuść smalec, dodając do niego łyżkę spirytusu
- wyjmij ciasto i rozwałkuj bardzo cienko (ok 2 – 3mm), podsyp w razie konieczności mąką (jeśli będzie się kleić do wałka)
- pokrój ciasto na wąskie, ok 2 cm szerokości i 7- 8 długości paski, w środku każdego zrób nożem nacięcie, przez które przełóż jeden koniec ciasta
- wrzuć faworki na rozgrzany smalec, smaż krótko z obu stron, aż się delikatnie zarumienią
- odsącz z tłuszczu na papierowym ręczniku i jeszcze ciepłe posyp cukrem pudrem