W zeszłym roku miałam okazję uczestniczyć w wizycie studyjnej, podczas której Miasto Gdańsk i szefowie kuchni restauracji współtworzących szlak Smaków Gdańska podzielili się swoimi inspiracjami kulinarnymi.
Tematem przewodnim wydarzenia był rokitnik – charakterystyczna dla kuchni gdańskiej roślina, której właściwości odżywcze, smakowe i zdrowotne są wysoko cenione. Relację z wizyty znajdziecie tutaj ⇒ klik
W tym roku tematyka spotkania skupiona była wokół postaci Güntera Grassa, zmarłego niedawno noblisty, wybitnego pisarza i rodowitego gdańszczanina.
Jak smakuje Gdańsk inspirowany twórczością pisarza?
Zapraszam Was na krótką relację z tegorocznej edycji Smaków Gdańska 🙂

Blaszany Bębenek i Dolny Wrzeszcz
Akcja większości książek pisarza toczy się w jednej z najsłynniejszych dzielnic Gdańska. Wrzeszcz w biografii Grassa jest miejscem niezwykle istotnym, najważniejszym a zarazem magicznym. W swoich dziełach, pisarz inspirował się życiem mieszkańców i to właśnie tutaj przeplatają się losy bohaterów jego powieści.  
Nic więc dziwnego, że tegoroczną edycję Smaków Gdańska rozpoczęliśmy od spaceru z przewodnikiem z Andreasem Kasperskim po Dolnym Wrzeszczu.
W niezwykle ciekawą podróż historyczną wymaszerowaliśmy spod Parku Kuźniczki. Obecnie niewielki, a za czasów Grassa, a właściwie Tulli Pokriefke (bohaterki m.in. powieści „Kot i Mysz”) Park i istniejąca tam knajpa były ulubionym miejscem spotkań wrzeszczańskiej kompanii szturmowej SA i miejscem niejednej pijackiej awantury wstawionych hitlerowców.

Idąc dalej ulicą Kilińskiego mijamy dawny browar Danziger Aktien Bierbauerei zbudowany w latach 70 XIX wieku. Do roku 1945 browar produkował dwanaście gatunków piwa. Wśród nich słynne piwo jopejskie wedle starogdańskiej receptury, ale również ArtusGold, Artus-Pils, Edelpils, Caramel, Münchener,Weissbier, Maltzbier i wiele innych. Po dawnym Stawie Browarnym nie ma już niemal śladu. Pozostał tylko charakterystyczny budynk Starego Browaru z kominem, o którym Grass wspomina o nim w swojej powieści “Psie lata”.

Kolejnym naszym przystankiem jest Liceum im Jana Pestalozziego. W tej szkole uczył się Günter Grass, a bohater jego powieści „Blaszany Bębenek”, Oskar Matzerath, swoim krzykiem rozbił okulary nauczycielki, panny Spollerhauer, w proteście przeciw obowiązkowi edukacji.
W czasach szkolnych pisarza, szkoły koedukacyjne nie były standardem. Jedno skrzydło było przeznaczone dla chłopców, drugie dla dziewcząt, o czym świadczą znajdujące się do dziś na tyłach budynku rzeźby. Dawną „męską” część szkoły zajmuje dziś II Liceum Ogólnokształcące, zaś „damską” XIX Liceum Ogólnokształcące.

Mijamy gmach szkoły i ruszamy w kierunku placu Wybickiego. W roku 2002 w małej altance na skwerze, nieopodal basenu z fontanną,
umieszczono ławeczkę, na której siedzi dobosz z Blaszanego bębenka, a tuż obok niego sam pisarz. 

Z kolei na fontannie obok tańczy z parasolką Tulla Pokriefke, inna bohaterka grassowskiego świata literackiego.
Pomimo moich prób i siły perswazji, starszy Pan nie dał się wciągnąć w konwersację, tylko patrzył na mnie uważnie i wymownie milczał.
Cóż, może innym razem się uda ;). 

Następnie skręcamy w ulicę Lelewela, czyli przedwojenną Labesweg. W kamienicy pod numerem 13  pod koniec lat 20 ubiegłego wieku zamieszkała rodzina Grassów. Rodzice Güntera prowadzili tutaj maleńki sklep z artykułami kolonialnymi.
Z ulicy Lelewela  skręcamy w ulicę Aldony a następnie Danusi, gdzie w 2000 roku odbyła się prapremiera sztuki Wróżb Kumaka według Grassa. Wycieczkę po Dolnym Wrzeszczu kończymy miłym akcentem w wegańskiej kawiarni Fukafe (klik)gdzie przy pysznej kawie i jeszcze lepszych ciastach (kto nie był – polecam) zbieramy siły na czekające nas później atrakcje.

Z kawiarni udajemy się bezpośrednio do Villi Ewa (klik), na degustację dań inspirowanych twórczością pisarza.

Spiżarnia Güntera Grassa 
Podczas częstych podróży i powrotów do rodzinnego Gdańska, zakochany w secesyjnej dzielnicy Gdańska Grass, wielokrotnie był gościem kameralnego pensjonatu Villa Eva. M
iał tutaj swój ulubiony pokój, z którego wychodził wprost do malowniczego ogrodu znajdującego się na tyłach budynku.
Podczas wizyt i długich rozmów, zainspirował właścicieli opowieściami o dawnym Wrzeszczu, jego mieszkańcach, ich zwyczajach jak i bogatej kuchni tamtych czasów. Prostej, niewyszukanej a przy tym wyjątkowo smacznej.
Tym samym zainspirował ich do stworzenia wyjątkowego i niepowtarzalnego menu – spiżarni Güntera Grassa. Tak powstały  przepisy, w oparciu o opisy dań wspomniane przez pisarza w jego powieściach.

Dania, które znajdziemy w menu zaczerpnięte są z dwóch powieści: „Blaszany Bębenek” oraz „Turbot”.
Na przystawkę podano nam Pâté z gęsiej wątróbki z karmelizowanymi owocami, grzanką i konfiturą z czerwonej cebuli  (G. Grass „Blaszany Bębenek”).
Kolejną pozycją był Rosół powoli gotowany na wołowym ogonie z małymi pierogami faszerowanymi szpinakiem
(G. Grass „Turbot”).
Daniem głównym był Turbot duszony w maśle estragonowym i w białym winie, do tego młode ziemniaki i mizeria (G. Grass „Turbot”).
Oraz Kuropatwa nadziewana farszem z dziczyzny z truflami, garnirowana kluskami, a do tego gruszka marynowana w occie (G. Grass „Turbot”).
Na deser mogliśmy skosztować Gorzko – słodkie placki (G. Grass „Turbot”).
Menu inspirowane twórczością Güntera Grassa to niewątpliwie historyczna ciekawostka, dzięki której możemy poznać typową kuchnię mieszczańską dawnego Wrzeszcza, o której pisarz wspomina w swoich powieściach. Dania są proste, smaczne, takie jakie dawniej jadali mieszczanie w swoich domach. Z pewnością dedykowane pisarzowi menu przypadnie do gustu nie tylko ciekawym historii gościom.

PG4 i piwo jopejskie
Podczas pierwszej edycji Smaków Gdańska, Andreas wspomniał nam o próbach odtworzenia słynnego gdańskiego piwa, które niestety od lat nie było produkowane. Wówczas potraktowałam to jako ciekawostkę.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy dokładnie po roku dowiedziałam się, że będziemy mieli okazję spróbowania piwa jopejskiego.
Jednym z piwowarów, który postanowił odtworzyć recepturę tego trunku jest Johannes Herberg, który przybył do Gdańska z Niemiec.
Degustację w browarze PG4 (klik) zaczynamy od czterech rodzajów piw, do których podano nam pyszne, chrupiące podpłomyki.

Wiecie, ja za piwem nie przepadam, chociaż trochę ich w życiu wypiłam jest tylko jedno, z niewielkiego browaru które szczerze lubię ja, mój żołądek i przede wszystkim moja głowa, ale o tym może Wam kiedyś napiszę 😉
Tymczasem nie mogłam doczekać się degustacji słynnego piwa jopejskiego.
Piwo mogliśmy degustować z zapasów Johannesa, ponieważ do regularnej sprzedaży trafi dopiero za kilka tygodni. Tym bardziej byłam zaintrygowana i zaciekawiona jego smakiem.
Spróbowałam i…
byłam totalnie zaskoczona. Nie byłam pewna czego się spodziewać, ale moje domysły jak się okazało były całkowicie nietrafione.
Piwo jopejskie jest ciemne (niczym coca cola lub mocna herbata), gęste i zawiesiste.
Pachnie jak pumpernikiel wymieszany z tabletkami ślazowymi na gardło. W smaku bardziej przypomina lekarstwo niż jakiekolwiek znane mi piwo.
Całkowicie bez gazu, nie czuć również alkoholu (chociaż jest w nim go sporo), mimo to jest dość ciężkie, słodkie i nie da się go wypić za dużo na raz.
Co ciekawe, jak się później dowiedziałam nazwa piwa wywodzi się od drewnianego czerpaka jopy (niem. Schöpfkelle), używanego w procesie warzenia piwa do zalewania słodu gorącą wodą. We wczesnym średniowieczu, na pomorzu nazwa ta służyła też jako określenie ciepłego okrycia wierzchniego (jópa lub jópka).
Ciężko powiedzieć, czy piwo mi smakowało. Do tego smaku chyba trzeba się po prostu przyzwyczaić, cieszę się ogromnie, że mogłam spróbować, ale raczej fanem nie będę 😉

Po degustacji Johannes zaprosił nas na zwiedzanie podziemi browaru, opowiadał o ziarnach, słodzie i innych tajnikach browarniczych, o których z wiadomych względów nie mogę Wam napisać ;).
Gdańsk moje miasto

Dzień pełen wrażeń i nowych smaków zakończył się zdecydowanie zbyt szybko. Czas upłynął nam na miłym towarzystwie, dobrym jedzeniu, które idealnie uzupełniały opowieści Andreasa (klik).
Chociaż, jak wiecie urodziłam się i pochodzę z Wrocławia, Gdańsk pokochałam od pierwszego wejrzenia. Od kilku lat czuję, że jest to moje miejsce na świecie, którego nie zamieniłabym na żadne inne.
Dlatego też, ogromnie cieszy mnie, że powstała tak niezwykła inicjatywa kulinarna, jaką są Smaki Gdańska (klik), dzięki którym możemy poznać specyfikę i niewątpliwe bogactwo kulinarne Gdańska.
Do zobaczenia za rok 🙂