Doskonale wiem, że rodzajów ciast jest od groma. Drożdżowe, piaskowe, piernik, biszkopt, z owocami, z kremem, kakaowe, waniliowe, wegańskie, bezglutenowe etc. Nie sposób wszystkich wymienić, ale każde z nich jest do zrobienia, wystarczy trafić na odpowiedni przepis i człowieka, który dobrze nam go objaśni, czy to w książce, w internecie czy nawet w telewizji.
Ja zdecydowanie wolę opierać się na przepisach, które znajdę w sprawdzonych książkach kucharskich (np Pani Ireny Gumowskiej), niż na blogach czy vlogach kulinarnych. Jest kilka wyjątków – osób którym ufam w kwestii kulinariów. Dość nieliczne grono, ponieważ swego czasu na sporej ilości blogów mocno się zawiodłam. Bardzo często ludzie piszą bzdury, robią błędy czy nawet kradną zdjęcia dodając do nich przypadkowe przepisy.
Na moje szczęście, coś o gotowaniu wiem i błędy dość szybko wyłapuję, a autora zapamiętuję i już nigdy więcej do niego nie wracam ;).

W każdym razie jestem przekonana, że nawet największy laik jest w stanie nauczyć się podstaw, aby móc samodzielnie upiec całkiem niezłe ciasto.
Nawet jeśli do tej pory ciasto zawsze kupowaliście w cukierni a w kuchni potraficie jedynie przypalić wodę do ziemniaków (mi się kiedyś udało jakby co ;>) zapewniam Was, że są przepisy, które pokochacie.
Osobiście uważam, że kupne słodycze w przytłaczającej większości są znacznie gorsze od najprostszego ciasta domowego.
Bardzo sporadycznie zdarza mi się sięgnąć po gotowca, ale jak już się zdarzy, najczęściej natrafiam na zbyt słodkie, często nieświeże a w przypadku ciast z kremem – śmierdzące proszkiem do pieczenia czy sztucznym aromatem obficie dolanym do kremu. I to wcale nie są tanie rzeczy.
Za najpaskudniejszy kawałek ciasta, zapłaciłam jeszcze za czasów studenckich, w jednej z już nie istniejących kawiarni (ciekawe dlaczego) tuż obok Galerii Dominikańskiej.
Było podejrzanie słodkie, przełożone zważonym (rozwarstwionym) kremem waniliowym i chociaż poddałam się pod drugim kęsie i dosadnie powiedziałam co o nim myślę zaskoczonemu sprzedawcy, leżało mi całą noc na żołądku by nad ranem radośnie powrócić na świat tą samą drogą, którą dzień wcześniej tam trafiło.
Zabójczy kawałek kosztował ok 16 zł (wtedy to było naprawdę sporo, zresztą nawet teraz uważam, że to barbarzyńska cena za kawałek ciasta) i był raczej mizernych rozmiarów.
Pomijając ten nieprzyjemny incydent, poziom i smak w kawiarniach znacznie się poprawił od tamtego czasu i obecnie trafiam raczej szczęśliwie i chociaż nie znalazłam do tej pory deseru idealnego, a popularne UMAM uważam za przereklamowane, jest nieźle. Na tyle, że jak komuś uda się mnie wyciągnąć na miasto, chętnie na naszą destynację wybieram kawiarnię chociaż nad ciasta przekładam dobrze zrobioną pizzę jakby ktoś chciał wiedzieć ;> .

Wracając do brzegu, bo trochę popłynęłam za daleko od dzisiejszego tematu – chciałabym Was namówić na przygotowanie domowego ciasta.
Zakładam, że skoro to czytacie, to albo doskonale wiecie co robić i akurat szukaliście prostego przepisu na ciasto, albo w kuchni czujecie się jak na polu minowym, gdzie każdy krok może skończyć się katastrofą. W obu przypadkach świetnie trafiliście.
Dzisiaj na przykładzie pysznego ciasta, bardzo prostego do wykonania, przekonacie się jakie to cudowne uczucie upiec po raz pierwszy coś dobrego. Dobro, które w sumie samo się robi, ponieważ należy mu poświecić zaledwie 15 minut. Kwadrans pracy skutkujący powstaniem pysznego ciasta, którym zachwycicie wybredne podniebienia mamy, babci, teściowej czy ukochanego (bądź ukochanej), który ciągle powtarza, że najlepsze ciasta to robiła mamusia.
Musicie pamiętać o kilku prostych krokach, ale dla ułatwienia dzisiaj będzie bardzo dużo obrazków, co by było jeszcze prościej 😉

Najważniejsza jest mąka
Zapiszcie sobie to jako pierwszy punk kulinarnego dekalogu początkującego cukiernika.
Jeśli już macie za sobą kilka czy kilkanaście udanych prób, możecie eksperymentować, ale początkującym odradzam szaleć z mieszaniem mąk, bo głupie nawyki z Wami zostaną a potem będzie płacz i lament, że nie wyszło.
Do ciast zdecydowanie polecam mąkę określaną mianem tortowej. Są to generalnie mąki pszenne o typie od 400 do 600. Co jaki typ oznacza, przeczytacie tutaj (klik). Jeśli jednak nie będzie się Wam chciało zajrzeć (-,-), producenci bardzo ułatwili nam życie i na swoich wyrobach podają np ” doskonała do ciast drożdżowych” , „idealna do biszkoptów i kruchych ciastek”, wybierzcie więc taką, jaka pasuje do waszego ciasta. Jeśli producent zapewnia, że ta konkretna mąka będzie idealna do biszkopta, bierzcie i nie zastanawiajcie się więcej. Będzie dobrze.
Czyli jeśli w przepisie autor wspomniał o mące tortowej, ale nie podał jej typu – sugerujcie się opisem na opakowaniu.
Od razu dodam, czy wybierzecie 400 czy 500 nie ma większego znaczenia, ale przynajmniej będziecie pewni, że wszystko jest jak być powinno.
Przesiewanie mąki
W przepisach możecie natrafić na zapis „przesiej mąkę”, oznacza to, że należy ją przełożyć na sitko i przesiać, czyli przepuścić przez oczka sitka lekko potrząsając ręką. Dzięki temu do mąki trafi więcej powietrza co ma znaczenie w przypadku lekkich i puchatych ciast, które powinny dobrze wyrosnąć jak chociażby biszkopt.

Dobre składniki to podstawa
Dobre czyli przede wszystkim świeże. Jakość też ma znaczenie, ale świeżość to podstawa. Nawet najbardziej wychuchany biszkopt będzie niejadalny jeśli weźmiecie przeterminowane jajka. I nie mam na myśli tylko smaku, nieświeże produkty inaczej zachowują się podczas obróbki (ubijania, gotowania, smażenia itd) i duże ryzyko, że nie wyjdzie. A jak się robi na odwal to lepiej w ogóle nie zaczynać.

Nie rób „na oko”
Jeśli robię coś po raz pierwszy, przykładowo przepis z kuchni czy regionu mi nie znanego, nie improwizuję, tylko trzymam się wytycznych i nie szaleję z proporcjami składników. Owszem na koniec, gdy potrawa jest już gotowa często doprawiam po swojemu, ale zawsze trzymam się ilości. Oczywiście przy pierwszym podejściu, potem znając produkt finalny przeważnie coś zmieniam bardziej pod siebie.
To samo tyczy się także wierności wymienionym produktom: nie zamieniajcie mleka na wodę, mąki pszennej z ziemniaczaną a masła na smalec jeśli autor nie wspomniał o takiej alternatywie.
Z czasem nabierzecie wyczucia i będziecie wiedzieć co i z czym można zamienić, ale na początku nie róbcie tego.
Możecie odmierzać na szklanki (statystyczna szklanka to 250 ml) lub na gramy. Jeśli w przepisie jest podane „szklanka mąki, szklanka cukru” etc to najlepiej odmierzać wszystko tym samym naczyniem, żeby proporcje się zgadzały.
Istotna jest też kolejność, nie zawsze można wykonać jakiś etap wcześniej, przykładowo z powodu wrodzonej nadgorliwości ubić za szybko pianę z białek, ponieważ bardzo możliwe, że zanim będzie nam potrzebna, zdąży opaść. Polecam za to przygotować wcześniej wszystkie potrzebne składniki, czyli odmierzyć szklankę cukru, wyjąć jajka z lodówki (chyba, że w przepisie podano, że mają być zimne), przesiać mąkę z proszkiem do pieczenia etc i wszystko mieć w zasięgu ręki.
Łatwiej wtedy zapanować nad ewentualnym chaosem i całość idzie dość szybko i sprawnie. Pamiętajcie, posprzątać możecie później, ja w szale twórczym nigdy tego nie robię, zawsze po ;>.
Od siebie mogę dodać, że jeśli zapytacie mnie czy w danym przepisie można zamienić mąkę pszenna na bezglutenową, jajka na aquafabę a masło na olej kokosowy, dostaniecie odpowiedź, że jak najbardziej i że chętnie poznam efekt takich eksperymentów. Bo jak pisałam wcześniej, jeśli autor nie zaznaczył alternatywny dla niektórych składników, oznacza to, że najprawdopodobniej nie próbował robić inaczej i po prostu nie wie. Tego typu pytania traktuję jako retoryczne z zasady. Oczywiście pytać możecie zawsze, ale spodziewajcie się również takiej odpowiedzi. Po prostu przygotowując dany przepis nie robię od razu kilkunastu wersji, bo może ktoś zapyta, c’mon! ;).  

Ciepło – zimno, czyli odpowiednia temperatura
I nie mam tutaj na myśli samego procesu pieczenia, którego należy się trzymać. Temperatura w kuchni też powinna być odpowiednia. Ma to znaczenie zwłaszcza przy ciastach drożdżowych, które potrzebują ciepła by wyrosnąć. Jak bierzemy się za pieczenie drożdżówek, nie robimy przeciągów, nie otwieramy okien, staramy się aby temperatura była stała a wtedy ciasto obficie nam wyrośnie.
Również, o ile w przepisie nie podano inaczej, najlepiej aby wszystkie składniki miały temperaturę pokojową , czyli wyciągamy je z lodówki ok 30 minut do godziny przed użyciem.

Odnośnie piekarnika, trzymajcie się wytycznych, również jeśli autor napisał, żeby ciasto piec na dolnej półce piekarnika a grzanie ustawić z góry. Również nie wszystkie ciasta można piec z termoobiegiem, na przykład biszkopt czy sernik znacznie lepiej rośnie przy grzaniu z góry i dołu, bez owiewania gorącym powietrzem. Niekiedy nie ma to większego znaczenia i wówczas kierujemy się zasadą, że przy termooobiegu zmniejszamy temperaturę pieczenia, czyli jeśli w wersji klasycznej mamy piec w 180 ºC, dla termoobiegu będzie to ok 10 -15 stopni mniej, czyli 165 lub 170 ºC.
Ale jeśli nie ma takiej informacji, a nie macie możliwości zapytać, nie kombinujcie. Szkoda by było, gdyby na finiszu ciasto się spaliło lub nie wyrosło, prawda? 

Odpowiednia forma do pieczenia
Bardzo ważny punkt. Weźmiecie za małą – ciasto wypłynie z naczynia podczas pieczenia w piekarniku, za dużą – nie wyrośnie odpowiednio.
Odpowiedzialni autorzy przeważnie piszą jaką formę wybrać (o jakich wymiarach, średnicy) i trzymajcie się tego. Oczywiście nie przesadzajmy, 2-3 cm w lewo czy w prawo nie będzie mieć znaczenia, ale 5 cm już tak. Zwróćcie również uwagę aby forma była nie przywieralna, nie obskrobana, bez rdzy i przystosowana do wysokich temperatur. Zawsze trzeba również ją dobrze zabezpieczyć aby ciasto się nie przykleiło, przeważnie smaruje się tłuszczem i posypuje bułką tartą, olejem lub wykłada papierem do pieczenia. Nigdy nie wkładajcie ciasta do suchej formy.

Nie bądź stalkerem
Być może mi nie uwierzycie ale ciasto jak kot w kuwecie – nie lubi jak się na niego patrzy. Potrzebuje ciszy i spokoju a już na pewno nie wolno mu przeszkadzać. Wiem, że przy pierwszym cieście, będziecie siedzieć jak na szpilkach i świdrować wzrokiem przez szybkę od piekarnika, ale pod żadnym pozorem nie otwierajcie go, nawet na centymetr. Piekarnik otwieramy dopiero na chwilę przed upływem określonego czasu pieczenia. Robimy to po to, żeby sprawdzić patyczkiem/wykałaczką czy ciasto na pewno się upiekło. Jeśli patyczek będzie suchy – ciasto jest gotowe.
Wyjątek, jeśli poczujecie smród spalenizny lub unoszący się dym, wówczas wyciągnijcie ciasto jak najszybciej, ale to jedyny wyjątek.

Nadgorliwość gorsza od faszyzmu
Jednym z dość istotnych kryteriów, jest również odpowiedni czas jaki przeznaczymy na połączenie składników. Nie wolno mieszać składników za długo, robimy to tylko do momentu aż wszystkie się dokładnie połączą, nie dłużej. W przeciwnym razie, do ciasta może dostać się za dużo powietrza i chociaż na początku ciasto pięknie urośnie, po wyciągnięciu z piekarnika natychmiastowo opadnie – i to ze zdwojoną siłą skutkując powstaniem rasowego zakalca. Istotny jest również raz obrany kierunek, podczas mieszania nie wolno go zmieniać. Ciasto ma stosunkowo dużą lepkość i jest gęste, zmieniając kierunek mieszania, jego konsystencja ulega zaburzeniu, co może skutkować powstaniem zakalca. Ponadto, szarpiąc łyżką (mikserem etc) na boki zamiast trzymając się jednego kierunku, doprowadzamy do rozerwania włókien glutenu co wpływa na strukturę ciasta i przyczynia się do powstania zakalca. 

Ok, podstawy już mamy omówione, to jak? Bierzemy się za pieczenie? ^^

Najprostsze ciasto z owocami
Składniki:

  • 3 duże jajka L (najlepiej wyciągnij je 30 minut wcześniej w lodówki)
  • 1 szklanka ( 130 gram) mąki pszennej tortowej typ 450 lub 500
  • 100 g białego cukru (pół szklanki)
  • opakowanie cukru waniliowego (16 g) – można pominąć
  • 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia (4 g)
  • 100 ml oleju rzepakowego lub 100 g roztopionego masła/margaryny do pieczenia (100 g to waga przed roztopieniem)
  • 350 g mało soczystych (nie ociekających sokiem) owoców – u mnie brzoskwinie, ale mogą być śliwki, truskawki, wiśnie, porzeczki, czereśnie, jabłka czy gruszki
  • opcjonalnie cukier puder do posypania

+ forma do pieczenia o średnicy 18-20 cm lub kwadratowa o boku 16-18 cm
+ łyżeczka margaryny do wysmarowania formy
+ ok 3 łyżki bułki tartej

Czas ok 15 minut + 30 – 40 minut na pieczenie
Składniki na ok 8 porcji

Hint1: do ciasta możesz dodać dowolne świeże lub mrożone owoce. Świeże nie powinny być zbyt soczyste, ponieważ może wytworzyć się zakalec, natomiast mrożone dodawajcie bez rozmrażania. W przeciwnym razie zakalec macie gwarantowany.
Hint2: jeśli chcesz aby ciasto było bardziej puszyste i biszkoptowe, ubij osobno białka i żółtka. Czyli ubijamy białka na sztywną pianę a następnie żółtka z cukrem, aż zmienią kolor na jaśniejszy. Następnie mieszamy białka z żółtkami i postępujemy dalej tak jak w przepisie, miksując kolejne składniki.
Hint3: biały cukier możecie zastąpić trzcinowym czy kokosowym, miodu nie polecam (duże ryzyko zakalca), natomiast z erytrolem czy ksylitolem nie próbowałam. Z pewnością wyjdzie ale nie powiem Wam jaką ilość należy dodać.
Hint4: aby ciasto miła trochę więcej dobrych składników, możecie 1/3 mąki z przepisu zastąpić mąką pszenną pełnoziarnistą.
Hint5: z tego przepisu wyjdą również niezłe babeczki, wówczas ciasto robicie jak napisałam, a następnie przekładacie do foremek na muffiny, wlewacie max do połowy wysokości, dodajecie owoce i pieczecie przez ok 15-20 minut.

Przygotowanie:
1). Całe jajka (żółtko i białko razem) wbij do miski.
2). Dodaj cukier  + cukier waniliowy, zmiksuj całość na najniższych obrotach miksera przez ok 1 – 2 minuty (cukier powinien się rozpuścić i prawie niewyczuwalny w palcach).
4). Dodaj do jajek z cukrem olej lub rozpuszczoną margarynę/ masło (w rondelku, na małej patelni lub w mikrofalówce (ok 15 sekund w 400W) rozpuść tłuszcz i lekko przestudź; powinien być płynny ale nie gorący ponieważ z jajek zrobi się jajecznica) i zmiksuj do połączenia składników na najniższych obrotach miksera.
5). W osobnym naczyniu wymieszaj mąkę z proszkiem do pieczenia i dodaj do pozostałych składników, również miksując na niskich obrotach – uważaj, może chlapać.

6). Owoce umyj, dokładnie osusz nie obieraj ze skórki, tylko usuń pestkę i pokrój na mniejsze kawałki.
7). Tortownicę wysmaruj margaryną i obsyp bułką tartą, rozprowadzając ją równomiernie na brzegach formy.
8). Nastaw piekarnik na 180 °C (grzanie góra – dół, środkowa półka piekarnika).
9). Do formy przełóż ciasto, następnie z wierzchu ułóż owoce lekko wciskając je w masę.
10). Ciasto przełóż do rozgrzanego piekarnika i piecz przez ok 30 -40 minut.
11). Po 30 minutach wbij suchą, drewnianą wykałaczkę starając się trafić w miejsce bez owoców i sprawdź czy nie będzie mokra lub oblepiona surowym ciastem. Jeśli tak  – piecz kolejne 10 minut, ale przykryj wierzch ciasta folią aluminiową, w przeciwnym razie wystające owoce mogą się przypalić.
12). Gdy będzie gotowe, wyłącz piekarnik, uchyl drzwiczki i zostaw ciasto na 15 minut. Po tym czasie je wyjmij, przełóż na kratkę lub deskę i nie wyjmując z formy, zostaw do całkowitego wystudzenia.
13). Wystudzone ciasto oprósz cukrem pudrem i pokrój na kawałki przed jedzeniem (jeśli z nieznanych mi powodów chcesz je zachować na później, odkrój tylko kawałek, który zamierzasz zjeść. W przeciwnym razie pokrojone kawałki ciasta mogą szybko obeschnąć.

I jak? Nie było tak źle, prawda? <3 ^^